wtorek, 24 grudnia 2013

Szewc bez butów nie chodzi.. ;)

          Już myślałam, że nie uda mi się dzisiaj przygotować tego tortu w natłoku niezałatwionych przedświątecznych spraw, ale wsparcie mojej rodziny i nadzieja na to, że wreszcie uda im się go spróbować sprawiły, że pojawił się w wersji na szybko na deser na naszym wigilijnym stole. Czasu na zdobienie nie było zbyt dużo, dlatego nie jest ono zbyt wymyślne, ale nie mogłabym nie opublikować zdjęcia tortu, który był tylko dla nas. A jest to rzadkość w naszym domu :)







Myślę też, że to najwyższa pora, żeby życzyć Wam wszystkim Wesołych Świąt!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świątecznych przygotowań ciąg dalszy.

          Okazuje się, że stworzenie czegoś całkiem nowego wcale nie jest takie proste, jakby się wydawało. Przede mną stała misja kolejnego tortu, a po głowie wciąż chodziły mi modyfikacje dotychczasowych wzorów, dlatego dosyć długo zajęło mi podjęcie decyzji i znalezienie inspiracji do stworzenia tej dekoracji. Po reakcji odbiorców torta, myślę jednak, że był to dobry wybór :)  



Z pozoru zdobienie skromniejsze, ale przy bliższym poznaniu można dopatrzeć się sporej precyzji i nakładu pracy.


...a że śniegu nie ma, to i choinki zielone ;) Mam teraz tylko jeden problem - jak to zwykle szewc bez butów chodzi - nie mam pojęcia co przygotuję na swój świąteczny stół.
Jakieś pomysły? :)

czwartek, 19 grudnia 2013

Coraz bliżej Święta!

          Dziś będzie krótko, bo godzina już późna. Co prawda tort z okazji nie ściśle świątecznej, ale że do Bożego Narodzenia już niedługo, a ja dostałam wolną rękę, dlatego pozwoliłam sobie na wypróbowanie sił w takim zdobieniu. Życzeń świątecznych Wam jednak jeszcze nie składam, bo będzie ku temu okazja niebawem. Za zaufanie baaardzo dziękuję M. i K. - mam nadzieję, że będzie Wam smakował, bo starałam się jak mogłam :) 





niedziela, 15 grudnia 2013

"Beata i fabryka czekolady"

          W tym tygodniu przede mną cztery torty, co zapowiada dość pracowity czas, biorąc pod uwagę także pracę na pełnym etacie i inne przedświąteczne obowiązki. Dziś jednak nie będzie o tortach, ale nie odchodzimy od tematyki słodyczy tak bardzo ;) Poza wykonywaniem tortów, czasami lubię zająć się też czymś co nieco odbiega od tych wypieków. Na swoim koncie mam także bloki czekoladowe, trufelki czy właśnie... pralinki! I o tym właśnie dzisiaj. Myślę,  że to także dobry pomysł na to, czym możecie obdarować swoją rodzinę czy przyjaciół z okazji zbliżających się Świąt, jeśli zechcecie podarować im coś, wykonanego własnoręcznie przy nieco większym nakładzie pracy. 






              Powiem szczerze, że przygotowanie tych pralinek sprawiło mi dużo frajdy. Każdy kolejny raz sprawiał, że dochodziłam do coraz większej wprawy i przygotowanie czekoladowych gwiazdek i serduszek z nadzieniem zajmowało mi coraz mniej czasu, a dawało coraz lepszy efekt. Nadzienie do pralinek przygotowałam na podstawie tego przepisu, w przypadku białych gwiazdek były to po prostu prażone siekane orzechy laskowe. Foremki, których używałam to silikonowe foremki przeznaczone właśnie do pralinek - to ważne, ponieważ są odpowiednio elastyczne co jest niezbędne podczas wyjmowania ich po zastygnięciu czekolady.

Krótki instruktaż:  
Przygotowujecie produkty - topicie czekoladę  (u mnie mleczna milka lub biała alpen gold), przygotowujecie nadzienie. Ważne aby czekolada była dostatecznie płynna aby można było dokładnie wysmarować nią boki i dno foremki. Upewnijcie się, że wystarczająco grubo nałożyliście czekoladę, ponieważ kiedy jej warstwa będzie zbyt cienka, może pokruszyć się podczas wyciągania pralinek z foremki. Kiedy czekolada już zastygnie możecie wypełnić ją przygotowanym wcześniej nadzieniem (płynnym czy chociażby orzeszkami. Pamiętajcie, żeby zostawić trochę miejsca na wierzchnią warstwę czekolady. Ponownie odstawiamy foremki do zastygnięcia. Po tym czasie należy wyciągnąć foremkę z lodówki i nałożyć ostatnią warstwę czekolady. Nierówności wyrównujemy np nożem. Odstawić do zastygnięcia na kilka godzin.  Im dłużej gotowe pralinki poleżakują w lodówce tym lepiej przy ich wyciąganiu z foremek i późniejszej wrażliwości czekolady na temperaturę pokojową. 
Gotowe pralinki możecie zapakować w ozdobne pudełeczko lub celofan. 


Powodzenia!

czwartek, 12 grudnia 2013

Klasycznie

          Zdobienie już Wam znane i należące do klasyków, w każdym razie w moim wydaniu ;) Ale nie mogłam go nie zamieścić, bo ta kompozycja rozjaśnia szare widoki za oknem i co ważne, jest możliwa do wykonania o każdej porze roku. 


           To już trzecia na tym blogu propozycja zdobienia dla tortu z masą z Milky Way i brzoskwiniami (poprzednie tutaj i tutaj), co chyba stanowi najlepszy dowód na to, że koniecznie musicie go kiedyś spróbować! Mam mnóstwo jeszcze niewypróbowanych przepisów w zanadrzu ale do tego bardzo chętnie zawsze wracam, jeśli nie w postaci tortu, to muffinek. 

Gorąco polecam!

niedziela, 8 grudnia 2013

Nie samymi tortami człowiek żyje ;)

          Od babeczek/ muffinek tak naprawdę zaczynała się moja cukiernicza przygoda. Początkowo były to muffinki z przepisu od koleżanki, pieczone z różnymi owocami, później stawałam się coraz odważniejsza...aż dotarłam do tortowej miłości. Teraz już rzadziej w moim repertuarze pojawiają się muffiny, ale wciąż darzę je sentymentem i sympatią za łatwość i szybkość w przygotowaniu. Ta dzisiejsza pojawiła się w związku z nadwyżką.. nie, nie podwyżką (niestety), mam tu na myśli nadwyżkę produktów zakupionych do wczorajszego różanego torta. I muffinki stworzone dzisiaj są najlepszym dowodem na to, że nic się nie zmarnuje. 


Krem użyty przeze mnie wczoraj zawierał białą czekoladę (a dokładniej 2,5 białych czekolad), a do naponczowania potrzebne było coś na wzór frużeliny malinowej, ale ponieważ okazało się, że przygotowana byłam aż za bardzo (mam tu na myśli nadmiar frużeliny i pozostałe pół czekolady) to postanowiłam to wykorzystać, co by się cenne składniki nie zmarnowały. Na stanie w lodówce znalazłam też 200 ml śmietany kremówki, nie trzeba było się zatem długo zastanawiać co z tym fantem zrobić. Tak oto powstały muffinki z białą czekoladą z frostingiem malinowym. Tym razem nie ma tu ani grama sztucznego barwnika. 

Muffinki przygotowałam na podstawie tego przepisu nieco zmniejszając proporcje oraz pomijając maliny. Na frosting natomiast składały się: frużelina* i śmietana kremówka. Ciężko mi tu mówić o proporcjach. Kremówki - jak pisałam wcześniej - miałam 200 ml, frużelinę dodawałam na oko i próbując co jakiś czas, czy powstały krem ma już oczekiwany smak. Prawdę powiedziawszy zamiast kremówki lepiej sprawdziłby się tutaj serek  mascarpone, bo dzięki niemu konsystencja kremu byłaby bardziej zwarta, ale to tylko rada na przyszłość. Do zdobienia natomiast- niezawodna tylka Wilton 1M i troszke cukrowych kuleczek. Efekt - mniam! Przyznam szczerze, nie udało mi się powstrzymać od spróbowania, ale warto było zgrzeszyć.

*frużelina: w garnuszku podgrzewamy maliny (świeże nieco krócej niż mrożone) z niewielką ilością cukru aż do momentu, kiedy maliny zrobią się bardzo miękkie. Kiedy się już to stanie, przecieramy je przez sitko aby pozbyć się nadmiaru pestek (przynajmniej o 50%) i ponownie wlewamy do garnka, dodajemy odrobinę wódki (przy szklance malin ma to być 1 kieliszek) i podgrzewamy, aż do odparowania zbyt dużej ilości wody. Dodajemy do tego wcześniej przygotowaną mieszankę łyżeczki mąki ziemniaczanej z łyżeczką wrzątku oraz dwie łyżeczki żelatyny rozpuszczonej w jak najmniejszej ilości wody. Ściągamy z palnika, dokładnie mieszamy, odstawiamy do ostygnięcia i zgęstnienia. Tak przygotowany mus dodajemy łyżeczka po łyżeczce do ubitej wcześniej kremówki (lub mascarpone jeśli posiadamy), odstawiamy do lodówki na około pół godziny lub dłużej. Jeśli chodzi o cukier dodajemy go do kremówki po ubiciu lub po zmieszaniu frużeliny z kremówką, polecam użyć cukru pudru i dodawać go stopniowo, żeby nie przesadzić. Gotowe! Przygotowany frosting przekładamy do rękawa z wybraną końcówką i zdobimy muffinkę :) Trzeba pamiętać, że muffinka przed zdobieniem kremem musi być całkiem zimna, inaczej krem się nam rozpuści i nie zachowa kształtu!
 
Smacznego!


sobota, 7 grudnia 2013

Rose cake!

           Świeżynka ;) Co prawda klimaty już iście Mikołajowo - świąteczne, ale ja pozostanę jeszcze w atmosferze zdobień nieco bardziej uniwersalnych. Tym razem okazją były imieniny Pani B.. 


Ponieważ mój brat ostatnio nieco "wjechał" mi na ambicje, zarzucając powtarzalność zdobień, postanowiłam wypróbować takie, którego dotąd nieco się obawiałam. Wynikało to także z faktu, że nie miałam jeszcze odpowiednich tylek (w które teraz udało mi się całkiem obficie wyposażyć) i zawsze jakoś brakowało czasu/ odwagi/ kremu itp.;) Cieszę się, że jednak tym razem mi się udało, bo efekt jest naprawdę zadowalający. Cieszyłam się też jak dziecko kiedy udało mi się go skończyć. Poniżej dla Was filmik z instrukcją wykonania zdobienia. 


źródło: youtube.com

Do wykonania różanego tortu, niezbędna jest także tylka Wilton 1M! Jest to tylka z tak zwaną otwartą gwiazdką, dosyć mocno wycięta. Kiedyś próbowałam wykorzystać podobne tylki i żadna z nich nie dała takiego efektu, jak właśnie ta. Dla podkreślenia efektu, postanowiłam trochę wycieniować barwy tortu, stopniowo nadając im intensywności na poszczególnych poziomach. Kolory powstały przy użyciu barwnika spożywczego w proszku. 

          Mam nadzieję, że się Wam podoba i sami też zechcecie wypróbować kiedyś takie zdobienie :) Gwarantuję, że nawet bez barwników tort zrobi wrażenie.

wtorek, 3 grudnia 2013

Mój ulubiony!

           Dziś będzie krótko, ale na temat. Pod względem zdobień - jeden z faworytów, pod względem smaku - bezkonkurencyjny! Powstał tydzień temu, na specjalne życzenie Państwa S.


Postanowiłam zaproponować Im to, za czym sama przepadam. Znam też kilka innych osób, które z tęsknotą wspominają tą kompozycję. Sekretem całego tego zamieszania jest połączenie śmietany kremówki z Milky Way i brzoskwiniami, które idealnie przełamują słodycz batoników. Całość jest puszysta, delikatna, rozpływa się w ustach. Przepis pochodzi - jak zwykle - z tego miejsca. 


Zdobienie - jak widać owocowe, nieco debiutanckie, ale myślę, że udane z małą podporą lukrowego słonecznika. Na wykończenie śmietana kremówka, na bokach wiórki czekoladowe, te, które mieliście okazje oglądać w poprzednim poście na wierzchu Malinowego Czarnego Lasu. 







Lubicie to?